Niedziela dla włosów 42 | kuracja Swiss O'Pair


Kuracje od Swiss O'Pair często wpadały mi w oko podczas zakupów w DMie, w końcu nie wytrzymałam i jedną kupiłam. Wybrałam jedyną w opakowaniu, pomarańczową wersję o zapachu brzoskwini i dziś jej efekty możecie zobaczyć na mojej głowie ;)

Jak spodobała mi się ta mała saszetka? Jeśli jesteście ciekawi to zapraszam niżej ;)





Zawartość kuracji to 25 ml, początkowo myślałam że jest to za dużo, ale ku mojemu zdziwnieniu ta ilość wystarczyła idealnie na pokrycie całych włosów i nic nie zostało :) 
Przed nałożeniem produktu włosy umyłam zwiększającym objętość szamponem Herbal Essences Naked, na to zaaplikowałam całą zawartość woreczka. Według zaleceń wystarczą 2 minuty na głowie, ja u siebie trzymałam aż 15.
Zapach który unosi się w trakcie noszenia na głowie jest piękny, bardzo brzoskwiniowy, niestety na włosach po wysuszeniu się nie trzyma :/

Odczucia po aplikacji mam mieszane. Włosy są puszyste i miękkie, ale nie układają się tak jak lubię i trochę są zbyt gumowe.
Wersji kuracji Swiss O-Pair jest wiele, być może na jeszcze jedną się skuszę, ale tej nie zakupię ponownie. Niestety wielkim minusem tych opakowań jest brak składu, więc jesli komuś zależy na tym aby dokładnie wiedzieć co jest w środku to koniecznie musi przeszukać internet :)


Stosował ktoś z Was produkty do włosów Swiss O-Pair? :)



****

PS.
Jutro na blogu będzie mała niespodzianka ;)

10 komentarzy:

  1. Pierwszy raz widzę taki kosmetyk... to dla mnie nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie wyglądają twoje włosy, a ten kosmetyk mnie zainteresował :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię ich. Mają kiepskie składy. Na pierwszym albo drugim miejscu w składzie jest parafina. Ja jej nie toleruję na włosach :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to wyjaśniałoby działanie także na moich kłakach ;)

      Usuń
  4. Nie miałam tych produktów, ale chyba się nie skuszę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na poczatku wlosowej manii pokusilam sie o te "saszetki". Przetestowalam wszystkie, po czym nauczylam sie w miare czytac sklady i okazalo sie, ze i ta z olejem norkowym... Od tamtej pory obchodze je z daleka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nie sprawdziłam składu przed zakupem, miała to być taka włosowa niespodzianka :P ale jeśli wszystkie mają ten olej w składzie to jednak podziękuję dalszemu testowaniu!

      Usuń
  6. Mój wujek kiedyś przysłał mi z Niemiec te saszetki ale wersję arganową. Dało się przeżyć, ale szału nie było. :) Czułam cały czas zapach plastiku w którym ta maska była, a nie samej maski haha.

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz piękne włosy :) rude ! Saszetek takich nigdzie jeszcze nie widziałam, może nie szukałam, ale kolejnym razem zwrócę na nie uwagę.
    Fryzjerkom nie ufam za bardzo w sprawie farbowania, ścinania czy fryzur, ciężko znaleźć profesjonalistę w tej sprawie. Myślę w przyszłości aby pofarbować włosy właśnie na rudy kolor, tylko boję się, że nic z tego nie wyjdzie, ponieważ mam naturalne ciemny brąz, jak myślisz? Będę musiała najpierw je rozjaśnić? Uważam że szkoda by było, ponieważ rozjaśnianie zawsze niszczy włosy.Zapraszam do nas na blog :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 RedHairCare Blog , Blogger