Raz kozie śmierć! | Chirurgiczne usuwanie zębów ósmych

Dziś post ani kosmetyczny ani włosowy, prędzej upierdliwy, zdrowotny i nie tyczący się każdego. Ktoś zarzuci że nie tu tego posta miejsce, ale sama szukając informacji na internecie byłam skazana na same fora i milion żalów co to są za powikłania, same zło, ból, płacz i katastrofa.
Czemu o tym piszę? Bo zabierałam się za to jak ta sójka za morze, czekałam ponad 7 lat z leżącym zębem, gdyż tak panicznie się bałam tego chirurgicznego zabiegu! Po całości okazało się że sam zabieg nie taki straszny, choć są małe schody z gojeniem...


Zaznaczam na początku: jeśli się brzydzisz to nie czytaj.


Zacznijmy od tego że skierowanie miałam już X lat temu, i nie to że sobie je zbagatelizowałam, po prostu poszłam do szpitala umówić się na wizytę, ale jak zobaczyłam jak to wszystko wygląda (niestety zapisy i przeprowadzanie zabiegów były w tym samym pomieszczeniu!) na tym zakończyła się moja przygoda z szpitalnym dłutowaniem, pomijając fakt że babeczki były wyjątkowo niemiłe, a lat miałam koło 14-15.

Czekałam i czekałam, aż jakiś czas temu zauważyłam że proste zęby na dole zaczynają się paskudnie krzywić (nosiłam wcześniej aparaty ortodontyczne i kasy poszło na moją szczękę nie mało, ale to już inna historia) więc pobiegłam z płaczem do lekarza, tym razem prywatnego, szybki rentgen i diagnoza - jak najszybsze usunięcie leżącego zęba,  bo zwlekając pozbędę się również zdrowej siódemki, bo jeden na drugiego ciśnie. Bomba!
I cóż, płacz, rozpacz, na czekanie na usunięcie na NFZ terminy najbliższe za 5-6 miesięcy, sprawy nadzwyczajne ok 2-3 miesiące, ale że ja nie mam żadnego zapalenia i mnie nie boli to zaliczam się do pierwszej półrocznej grupy...
Decyzja zapadła o usunięciu problemu u prywatnego stomatologa-chirurga, ceny powalające, ale koniec końców nie zapłaciłam więcej niż za leczenie kanałowe.

takiego leżącego pimpka miałam!

Najbardziej ciekawa część czyli przebieg zabiegu, oczywiście należy brać pod uwagę że każdy ma inny organizm, inną odporność na ból, inne lęki i bariery. Ja należę do tych co znieczuleń potrzebują więcej niż przeciętny Kowalski, nie mdleję ani nie bladnę na widok krwi oraz w miarę szybko goją mi się rany.

Znieczulenie jak to znieczulenie jest 'strzykawkowe' czyli nie obędzie się bez kłucia, ja dostałam go dużo, drętwieje język, policzek i pół dolnej szczęki - nie jest to aż tak nieprzyjemne jak chociażby znieczulenie w jedynkach z przodu, gdzie nie czujesz nosa, ale trzeba uważać i nie ciamkać bo można pogryźć na nieświadomce cały policzek, tak jak ja to zrobiłam i miałam sporą, bolącą gulę :/
Samo wiercenie wiertełkiem, wcale nie takim strasznym jak się spodziewałam, było bezbolesne, ja miałam szczęście bo mocno nie krwawiłam, więc uniknęłam wkładania dodatkowych sprzętów do paszczy. Oczywiście zabieg przeprowadzany jest z zamyśle na siedząco, co mnie zaskoczyło to to że zasłabłam podczas wiercenia, choć wcale już nie byłam zestresowana i resztę zabiegu przeprowadzono u mnie na leżąco. Całe rozpieranie, podpieranie i wyłamywanie z kości nie było gorsze od ściągania aparatu ortodontycznego, po prostu ciśnie w szczękę. Problem zrobił się gdy przy wyciąganiu zęba koniec korzenia zahaczył mi o nerw, gdyż migiem zaczęło puszczać mnie znieczulenie... Po kolejnej porcji znieczulenia zabrano się do włożenia takiej gąbki w miejsce zęba i kości oraz końcowego szycia, które trwało najdłużej.
Całość zabiegu u mnie wraz z dodatkowym zdjęciem rentgenowskim na miejscu zajęła ok 40 minut i kosztowała mnie 400 zł.
Spodziewałam się godziny-dwóch na fotelu oraz miliona na minusie z portfela, obyło się bez tego.


Po zabiegu obawiałam się opuchlizny, przerażającego bólu, martwicy kości, powikłań ogromnej niemocy i tragedii, tak jak to wyczytałam na internetach i słyszałam z opowieści znajomych i nieznajomych. U mnie wyglądało to nieco inaczej, co potwierdza że nie warto brać do serca to co mówią inni.


1.Ogólnie nie spodziewałam się że uniknę bólu. Cięcie i szwy okazały się być bardzo długie, zaczynały się przy korzeniu siódemki, co odkryłam dopiero po 4 dnia rozdrażnienia niemocą szerszego otworzenia paszczy  i zobaczenia dziąsła, przyznam że byłam tym zszokowana bo drugi koniec nici był daleko na policzku. Ale cóż się dziwić jeśli mój ząb leżał i miał 2 cm.

2. Dzień zabiegu i następny oraz 2 dni przed ściągnięciem szwów były najgorsze. Dobrze jest się uzbroić jednak w ten ketonal, albo inny mocniejszy lek przeciwbólowy, może się wydawać że nie potrzebny, ale można też bardzo się mylić tak jak było to u mnie.
Bezpośrednio godzinę po zabiegu wzięłam Ibuprom Max i wystarczał mi on do 5 dnia, później konieczny okazał się właśnie wspomniany Ketonal, bo ból był nie do zniesienia.

3.Pierwszej nocy praktycznie nie spałam bo krew mimo zszycia rany leciała jak szalona i krwistymi skrzepami szło się niemalże udławić, minęło to następnego dnia i krwi już więcej nie widziałam. Rano po nocnym unieruchomieniu szczęki boli ona niesamowicie, ale ból mija po wstępnym rozgadaniu i przemieleniu śniadania.

4. U mnie na szczęście obyło się bez antybiotyku, opuchlizna była niewielka, widać było naruszony owal twarzy, ale bez większej tragedii, byłam lekko prostokątna z prawej strony.

5. Szczękościsk miałam tylko jeden dzień i nie było źle, dzień po zabiegu jadłam czipsy i wafelki, namęczyłam się ale zjadłam :p dzień przed zdjęciem szwów wcinałam karkówkę, więc jeść się da.

6. Nie oszukujmy się z ust nie pachnie fiołkami, na pewno już nie po trzecim dniu. Nić przechodzi wszystkim co jemy, wstyd się odezwać do obcej osoby, a do ściągnięcia szwów jeszcze tyyyle czasu, więc trzeba to dzielnie przetrzymać. Samo ściąganie też nie jest fajne, ale czuć ulgę że przynajmniej tak nie będę śmierdzieć.

7. Odnośnie szwu: ja miałam nici rozpuszczalne, ale ściągnięte po tygodniu. Dwa dni przed ściągnięciem brałam ketonal, bo ból był niesamowity, ale tylko w okolicach korzenia siódemki, szczególnie przy płukaniu ust po myciu zębów zwijałam się bardzo długo. Okazało się że zrobił się mały stan zapalny dookoła szwu, bo nie mogłam doczyścić tego miejsca.
Nici i rana szybko zaszły mi białym nalotem, ale jest to osad który zazwyczaj powstaje i został mi ściągnięty przy okazji zdjęcia szwów.
Do rany dla własnego spokoju nie zaglądałam, nie mogłam nawet otworzyć bezproblemowo ust żeby tam zajrzeć, ale nie kusiło mnie to, tym bardziej że się okropnie brzydziłam widoku tych czarno-białych nici.

8. Płukałam usta. Ja bez tego żyć nie mogę. Oczywiście konsultowałam to z chirurgiem i dostałam zgodę, a pytałam się o Listerine Sensitive... ogólnie to nie polecam komukolwiek płukania tym w normalnym stężeniu, szczególnie w dniu dłutowania - wypróbowałam na sobie :)  płukałam Listerine rozrobionym z wodą, co prawda trzymałam w ustach to moment, ale trochę bardziej miętowo się czułam i lżej na duszy miałam.

9. Warto brać zwolnienia, bo spokojnie tydzień trzeba mieć żeby do siebie dojść, nawet jeśli wygląda że wszystko dobrze się goi.

10. Po ponad dwóch tygodniach wciąż mam problemy z swobodnym otworzeniem ust. Muszę ćwiczyć, bo mi ponoć tak zostanie ;p jak ćwiczę? stoję przed lustrem i otwieram japę na sto różnych sposobów do granicy bólu i często żuję gumę tą stroną żeby jakoś to rozruszać. Czy robię dobrze nie wiem, ale żadnych dodatkowych dolegliwości z powodu moich ćwiczeń nie mam.


Da się przeżyć dłutowanie? Da! Strach ma wielkie oczy, ale nie warto czekać, bo zamiast polepszyć możemy tylko pogorszyć swoją sytuację, działajmy w myśl powiedzenia: "Co się odwlecze to nie uciecze". Niestety :)
Ja miałam szczęście w nieszczęściu gdyż nie dorobiłam się żadnego zapalenia kości co mogło nastąpić przy dłuższym zwlekaniu a co skutkuje dodatkowym łyżeczkowaniem w okolicach nerwu, wrrrr.....


I cóż mogę dodać, została mi ostatnia z całej czwórki mądrych ósemek, również nadająca się wyłącznie do chirurgicznego usunięcia (żeby nie było, to miałam wszystkie 4:). Pozbędę się jej na pewno z mniejszym strachem i przejęciem niż tej leżącej, po pierwsze dlatego że już wiem jak to wygląda a po drugie ten ząb jest prosty i na nic nie ciśnie, więc mam cichą nadzieję że nie będę tak paskudnie pozszywana i unieruchomiona jak tym razem....


16 komentarzy:

  1. Przeczytałam (nieobrzydzilo mnie) i w sumie moja pierwsza myślą bylo by umówić sie do dentysty. Mnie została jedna 8 ale by wyrosła, chyba nie może się zbytnio przebić.

    Mam nadzieje, ze juz takich bólów nie będziesz miec, bo to z pewnością nic przyjemnego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. idź, idź i weź skierowanie na rentgen i zobacz co tam się dzieje :) u mnie nie wyrosły bo jedna się pożyła nie wiedzieć czemu, a ta druga jest prosto i nawet ma miejsce, ale sobie bokiem w kości siedzi i ani jej się myśleć o ruszeniu się z miejsca...

      już tak masakrycznie nie będę raczej rozcięta, więc myślę że z tą ostatnią nie będzie takich bólowych problemów :)

      Usuń
  2. Też mam 8 do wyrwania ale nie czuję się na siłach na ten zabieg, kiedyś ząb mi przeszkadzał i uciskał że bolało ucho ale jak teraz nie boli to niech sobie siedzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sam zabieg jest spoko, narzekać nie mogę, wyobrażałam sobie katusze :) i widzisz, ja też tyle czekałam, aż w końcu zaczęło się krzywić w paszczy i całe szczęście że nie 'przeczekałam' dobrego czasu i mi się nie zaczął psuć w środku, bo dopiero byłby płacz przy czyszczeniu okolic nerwu, więc lepiej wziąć się w garść i to zrobić póki czas! Serio nie czekaj, tym bardziej że terminy na nfz są odległe, a prywatnie to już nie taka tanioszka :/

      Usuń
  3. Faktycznie, strach ma wielkie oczy ale chyba trzeba wreszcie umówić się na wizytę... Jutro dzwonię się zapisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lepiej wiedzieć co ma się tam z tymi zębami, bo możesz całe życie nie wiedzieć że są jakieś dodatkowe oprócz tych co widać, bo nie przeszkadzają, a na rentgenie wyjdzie że jest komplet ósemek :p

      Usuń
  4. Jejku ten ząb normalnie sobie leżał :o

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak to opisujesz to brzmi strasznie. Ja na szczęście nie mam problemu z ósemkami, bo jeszcze mi nie wyrosły, no cóż.. podobno w mojej rodzinie te zęby wyrastają późno, ale na to akurat nie narzekam. Dobrze, że jakoś to przeżyłaś. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dobrze, że się zdecydowałaś. Z tą ostatnią na pewno będzie mniej traumatycznie, bo położenie lepsze. Ja się cieszę, że mi wszystkie ósewmki wyrosły w miarę bez problemów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miałaś szczęście :) u mnie tylko góra jako tako była wporządku wyrośnięta, ale pokrzywiły mi to co miałam wcześniej prostowane aparatem :<

      Usuń
  7. Fajnie, ze poruszylas ten temat.:) ja napewno od razy zglosze sie do dentysty jak bedzie wyrastac mi osemki, nie chcialabym zeby zeby sie pokrzywily bo nosilam aparat 3-4 lata. Po ciuchu licze jednak ze nic tam juz nie urosnie :D ja tez mialam wyrywanego zeba i znam ten bol;( i jeszcze inne setek zabiegow na swoich jedynkach na gorze:/ raz wypadly, zlamaly sie, potem mialam wypadek w ktorego w wyniku w korzeniu zlamala sie lewa jedynka i byla nie do odratowania.. i musialam miec ja usunieta. I szczerze przyznam, ze z calego zabiegu robienia implanta wyrywanie zeba bylo najgorsze! Co prawda krew mi nie leciala mocno i szwy sciagali mi na zywca ale ten pierwszy zabieg jak wiedzialam i lekko czulam mimo znieczulenia, ze pod nosem mi cos wiercaa... Juz bardziej bylo dla mnie znosne otwieranie dziasel, zakladanie wstawki, pozniej znowu i czekanie bez zeba, dokrecanie itp (cale pol roku chodzilam do nowej szkoly bez zeba jedynki!) :/ dodam, ze mam tylko 16 lat i bylam najmlodsza pacjentka na implanty:0 zeba mi zalozyli niedawno bo w lutym i wgl nie widac ze jest on stuczny :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. faktycznie dużo przeszłaś z zębami :o ja nie znoszę jak robią mi coś w jedynkach, a miałam robione w nich dużo, bo żadem dentysta nie zrobił mi ich dobrze, choć teraz gdy zaczęłam robić zęby prywatnie i je poprawiać to mam nadzieję że obędzie się bez kolejnych poprawek w przyszłości :) niestety zęby to nie łatwy temat, ósemki często nie widać a psocą pod dziąsłem, a jak ma się aparat to ortodonta powinien kazać usunąc te zęby nawet jeśli mają na jego oko miejsce, bo u mnie popsuły one i góre i dół, mimo tego że miały się zmieścić :/ ale tak to jest jak jeden drugiego na kasę chce naciągnąć...

      Usuń
  8. Ja musiała usunąć wszystkie ósemki, co miesiąc jedną. Najgorzej było na dole, szwy nosiłam prawie 2 tygodnie ;) Spuchnięta byłam na pół twarzy, nie mogłam otworzyć buzi (szczękościsk), jadłam przez rurkę ;) Dla mnie to był koszmar, bez antybiotyku i mocnych leków przeciwbólowych się nie obeszło. Ale mam to już za sobą... ;) Obecnie zbieram na dwa implanty koszt jednego to około 4,5 tysiąca złotych i podobno zabieg masakra ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja właśnie też co miesiąc jedną usuwałam póki mam chęci, ale tą ostatnią sobie jeszcze zostawię, bo juz się ciepło robi i ponoć gorzej sie wszystko goi :) ja na szczęście nie miałam aż takiego szczękościsku, jadłam w miarę normalnie głównie banany rozcięte na pół, ale z 10 razy dłużej, bo się męczyłam z gryzieniem, dla mnie nie ma tak że ja nie zjem, muszę chociaż boli i ciężko, koniec kropka xD
      a implanty droga sprawa, sama się pytałam o cenę bo chcę zrobić w końcu całą szczękę, ale niestety zęby nie należą do tych najtańszych inwestycji w naszym życiu :/

      Usuń
  9. opisujesz straszne rzeczy. Mialam usuwane chirurgiczne dwa razy , aktualnie jestem o 2 zabiegu. Nic mi nie bolało bo dostałam zastrzyk. Tylko czułam się żle przy wyrywaniu ale to normalnie. oczywiście po tym jak znieczulenie przestało działać zaczeło boleć ale to ból to wytrzymania. Oczywiście nie mogę nić jesc tylko pić . usuwanie szwów nic mnie nie bało tylko lekko szczypało no trzeba płykać jamę ustną ja płukam szafwią. Mimoże był to na fundusz to było wszytko ok.

    Zapraszam do mnie : <a href="http://eskucinska.tumblr.com/>Klik Klik Klik</a>

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie usuwanie to była masakra. Mam jeszcze jedną 8 do wyrwania, ale po prostu się boje. Kolejne dwa tygodnie wyciągnięte z życia? Chyba nie :P

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 RedHairCare Blog , Blogger